THAI-PAN Orient Taste Katowice ul. Puchały 6
W miniony weekend postanowiliśmy się wybrać z moją ukochaną do tajskiej restauracji aby wspólnie przypomnieć sobie smaki naszych wakacji spędzonych w Tajlandii. Pragnęliśmy znów poczuć specyficzny zapach przypraw i smażonego na ulicy Bangkoku jedzenia. Ahhh... co to były za cudowne wakacje: pełne smaku, ostrości i magii :)
W restauracji Thai-Pan nie rezerwowaliśmy stolika jednak udało nam się upolować jeden wolny przy drzwiach wejściowych. Lokal schludny, czysty, przyjemny i urzekający swoją przytulną prostotą.
Równocześnie z menu zostały nam podane chipsy krewetkowe abyśmy zaczęli się zaznajamiać z panującymi w Azji smakami.
Kelnerka poinformowała nas, iż zamawiając potrawy możemy wybrać ich skale ostrości od 1 do 5.
Jako danie główne zamówiliśmy zupę z krewetkami w mleczku kokosowym (15 zł) - jej ostrość poprosiliśmy na 2. Jednocześnie bardzo ubolewaliśmy nad faktem, iż w menu brak jest typowych tajskich zup, dostępnych na każdym rogu i w każdej tajskiej restauracji tj. massaman curry oraz red yellow green thai curry :)
Gdy już została nam zaserwowana zupa uderzył od niej przenikający zapach trawy cytrynowej i ostrości - lekko i przyjemnie drażniącej nasze nozdrza. Zupa przenikała smakiem. Była wystarczająco ostra, bardzo dobrze przyprawiona trawą cytrynową z przebijającym się smakiem mleczka kokosowego - jak w Tajlandii na głównej alei Bangkoku: Khao San. Miała przy tym dość dużo krewetek co uzasadnia jej delikatnie wyższa cenę.
Oczywiście na drugie danie zaserwowaliśmy sobie najpopularniejsze tajskie danie Phad Thaj - czyli smażony makaron ryżowy z jajkiem i krewetkami ( 30 zł). Porcja była odpowiednia - spokojnie zaspokoiła nasz duży głód. Danie bardzo dobre w wybranej przez nas ostrości 3 okazało się być już delikatnie "too spicy" czyli zbyt pikantne, co dominowało potrawę nie pozwalając przebić się na podniebienie jej pozostałym smakom. Nie mogliśmy sobie wyobrazić jak wyglądała by jego pikantność w 5 na skali ostrości! Makaron bardzo przypominał ten tajski i był oczywiście smaczny jednak zamiast oryginalnie do dania podawanej limonki otrzymaliśmy ćwiartkę zwykłej cytryny a orzeszki ziemne, które są w Tajlandii podawane do makaronu delikatnie pokruszone, Tu zastały zaserwowane w postaci pyłu orzeszkowego... nieco nas to zawiodło ale ogóle wrażenie smakowe oceniamy pozytywnie.
Ehh.. jednego tylko zabrakło... Czegoś w czym zakochaliśmy się w Tajlandii na Amen...
Świeżego kokosu ze słomką :) Tak, tak! Uznaliśmy go za napój bogów- ambrozje, która łagodziła nasze pragnienie podczas upalnych i bardzo słonecznych dni...i zaspokajała nasze zmysły.
A to już cząstka moich prywatnych wspomnień z wakacji na nieziemskich wyspach Tajlandii i Bangkoku... cząstka NAS :) :
Ahh... co to był za czas!!!